Mija kolejny miesiąc odkąd przyjechałam, jak do tej pory był to chyba najlepszy miesiąc jaki tu spędziłam. Jak przystało na grudzień byłam baardzo zajęta, tylko tym razem nie przygotowywaniem do świąt. Pomimo wszystkich ozdób w mieście, choinek i lampek, świątecznych piosenek w radiu jakoś nie czuję klimatu świątecznego. Brak zmarzniętego nosa, chęci wypicia gorącej herbaty po każdym wyjściu z domu, jakoś nie przypomina mi to grudnia. W ciągu dnia świeci słońce i można spokojnie w swetrze wyjść z domu. Brakuje mi śniegu jak nigdy. I jak tu czuć magię świąt?!
Zaniedbałam też moje notatki, ale mam dobre wytłumaczenie. Dużo się ostatnio działo, moja standardowa kolacja z hostami stała się teraz naprawdę żadkością, ciągle mam jakieś plany na wieczór. Niektóre bardziej ekscytujące od innych, ale i tak jest fajnie, tak jak lubię najbardziej. Ciężko jest opisać tak długi czas w kilku słowach. Dzięki hostom byłam na swoim pierwszym balecie, tradycyjnym przedstawieniu, które jest wystawiane każdego roku, czyli "Dziadku do orzechów" Dostałam dwa bilety, więc mogłam sobie wybrać towarzystwo. To było niesamowite, chciałabym więcej i więcej. Rodzice hostki zaprosili mnie też na koncert chóru. Jakiś czas temu byłam też z koleżanką na koncercie, muzyka której wcześniej za bardzo nie znałam. Poszłam bo to kolejna okazja na wyjście po pracy. Byłam zaskoczona tym, jak bardzo mi się podobało. Nie chcę kłamać, ale to był chyba dubstep.
Jak to bywa a operskim świecie w tym tygodniu pożegnałam jedną z moich lepszych koleżanek, która wracała do domu, po dwóch latach pobytu w US. Spędziłam z nią niesamowity czas, głównie na imprezach, na których razem szalałyśmy, ale nie tylko. Taka nasza rzeczywistość, jedne dziewczyny wracają do domu, bo operski czas im się skończył, inne wyjeżdżają, po problemach z host rodzinami, a inne przyjeżdżają. Mam tylko nadzieję, że kontakty przetrwają.
Ciągle mam w planach opisać weekend, który spędziłam w Seattle. A już niedługo, bo czas szybko leci będę na moich upragnionych wakacjach, które spędzę na Hawajach.
zazdroszcze Ci, ja wyjezdżam dopiero w 2013
OdpowiedzUsuń