Niestety moje wakacje się już skończyły i dzisiaj wróciłam do pracy. Pierwsze 4 dni spędziłam jeszcze zagrzebana w notatkach, ale opłaciło się, 11 lipca, kiedy jakaś cześć operek leciała na drugą stronę oceanu, ja w pocie czoła broniłam się zaciekle, ale wygrałam tę bitwę i dostałam 5 ;)
Natomiast kiedy Irlandia zjeżdża się do Polski, Polska pokazuje swoją gościnność, ażeby nie schańbić swego rodu. Na stole podawane były wszelakie różności, do wyboru, do koloru: gołąbki, schabowe, mielone, kiełbacha, kaszanka, pierogi, krokiety, torty. Innymi słowy lodówka pęka w szwach.
A wieczorem podajemy Tyskie:
Oczywiście jedzenie, to nie koniec atrakcji. Nie zabrakło sportów wodnych:
Ani tym bardziej zwykłego byczenia się na piasku:
Plaży było dużo więcej:
Nie zabrakło ekstremalnych emocji, w szczególności kiedy mistrz kierownicy Aneta próbowała ruszyć autem pod górkę. Pozwolę sobie zacytować Nigela: "Myślałem, że polecimy w kosmos. Byłabyś pierwszą Polską na księżycu"
Standardowy zachód słońca nad jeziorem też był:
Marny koncert, ale zawsze koncert też był, zdjęcie też marne, ale to się wytnie;) (trochę oszukuję, bo byliśmy tam tylko przez chwilę, ale też się liczy ;))
Nasz główny gość, (nie wcale nie Ty Justyna) Nigel musiał się nauczyć kilku nowych słówek po polsku typu: "zjebs, uspokójcie się", "ale upał", niestety reszty nie pamiętam, ale uwierzcie na słowo, że było ciekawie.
Jednego dnia wybraliśmy się na zakupy i prowadziłam do niedaleko położonego miasta. Na tylnich siedzeniach siedzieli Nigel z młodszą siostrą, a Nigel chwalił się zdobytą wiedzą liczenia po polsku: "jeden, dwa, tri, quatro".... W tym momencie zaczełam się tak śmiać, że bałam się o swoje bezpieczeństwo i reszty pasażerów w aucie. To był ostatni raz, kiedy miał pozwolenie mówić po polsku jak prowadzę ;)
Zostało mi jeszczs 6 długich tygodni i nie wiem, co zrobię z resztą wolnego czasu....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz