Największy park w San Francisco mam właściwie pod nosem. Spędzam tam sporo czasu, w trakcie pracy mam tam co robić z podopieczną, ale i w wolnym czasie możliwości jest też sporo. Park jest tak duży, że nawet nie zdąrzyłam jeszcze zobaczyć go całego, tym bardziej, że wątpie, aby przejście go na pieszo byłoby najlepszym pomysłem, bo w parku są nawet ulice, po których jeżdzą samochody. Ostatni poniedziałek spędziłam z inna au pair, która poznałam wcześniej przez internet. Spotkałyśmy się o 9 rano, więc akurat trafiłyśmy na darmowe wejście do Japońskiego Ogrodu.
Zamówiłyśmy herbatę i ciasteczko z wróżbą, głównie dlatego, że to nasza pierwsza styczność w takim miejscu. Herbata była paskudna, rozwodniona i bez smaku, ale może inni miłośnicy herbaty polubiliby ten smak. A wróżba? Nawet nie pamiętam co było napisane na mojej.
Podobał mi się ten ogród, więc na pewno tam wrócę. Szczególnie chciałabym go zobaczyć jeszcze raz wiosną, kiedy wszystko zakwita. Chociaż myślałam, że ten ogród będzie większy.
Hości zamówili dla mnie kartę członkowską do California Academy of Science, który także znajduje się w Parku. Chcą, żebym chodziła tam z dziećmi. Całe ich szczęście, bo nie zapłaciłabym 25 dolców za pojedyńcze wejście, żeby pooglądać wystawy i zwierzaki. Karta członkowska zezwała mi też zabrać ze sobą jedną dorosłą osobę, więc tego dnia poszłyśmy tam z Cariną.
Nie pamiętam jak nazywa się ta ryba, ale ponoć jest bardzo stara ;) i jak widać całkiem spora.Te małe pingwinki są naprawdę słodkie.
Chyba pierwszy raz widziałam białego aligatora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz